|
|
Pierwsze kroki
Czasem śni mi się, że latam. Ziemia i wszystkie sprawy zostają daleko
w dole, a ja unoszę się lekko w otaczającym oceanie powietrza. Ten senny lot, ekscytujący i tak zdaje się, niemożliwy do zrealizowania, pozostawia
po przebudzeniu jakąś pustkę, a rzeczywistość wygląda bardziej szaro.
|
|
Będąc w górach, zobaczyłem
szybującą paralotnię. Kilkanaście minut obserwowałem jak wykorzystując wstępujące
prądy powietrza, krążyła, prawie niewidoczna na tle nieba. Przy pomocy cienkich linek podwieszony do skrawka materiału fotelik daje takie możliwości!
Postanowiłem. Będę latał. Mój sen o lataniu nareszcie stanie się rzeczywistością.
Przygotowania zacząłem od zbierania wiadomości na temat paralotniarstwa.
|
 |
|
Okazało się, że aby samodzielnie
wznieść się w powietrze nie wystarczy kupić sprzęt, wejść na jakąś górę
i jeśli szczęśliwie uda się wystartować, odbyć swój pierwszy lot. Taki lot
mógłby się okazać ostatnim, a koniec kariery początkującego pilota
mógłby okazać się tragiczny.
|
|
Postanowiłem zapisać się na kurs. W internecie
znalazłem odpowiedni adres i po załatwieniu niezbędnych formalności stałem
się uczestnikiem kursu w Szkole Bezpiecznego Latania w Szczyrku. Oprócz
mnie w kursie uczestniczyło 11 osób obojga płci. Krótkie zajęcia praktyczne
odbyliśmy już pierwszego dnia. Zadanie było proste. Postawić skrzydło,
przebiec z nim nad głową kilkanaście metrów i zatrzymać się. Wziąłem się
z zapałem do wykonania mojej pierwszej próby startu. Uprząż zapięta, kask na głowie,
bieg. Skrzydło unosi się, czuję że tracę nad nim kontrolę, już nie biegnę w wyznaczonym przez instruktora kierunku, paralotnia ciągnie mnie w kierunku
przeciwnym do zamierzonego. Po chwili przewracam się w miejscu gdzie
ktoś kilka dni temu palił ognisko. Wstaję ubrudzony węglem, instruktor
ochrzania mnie przez radio. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz,
przypomina mi się powiedzenie instruktora z kursu narciarskiego. Ten pierwszy
nieudany start dał mi odczuć jak potężna jest siła wiatru działającego
na skrzydło paralotni.
Dalsze próby startu były już bardziej udane. Następne zajęcia odbyły się na górce o wysokości kilkudziesięciu metrów.
Tego dnia miałem odbyć swój pierwszy samodzielny lot. Wchodzimy pod górę.
Niosę na karku plecak o wadze ponad 20 kg, pot płynie z czoła, nogi ześlizgują
się po rozmiękłym gliniastym zboczu. W tym dniu pojąłem, dlaczego
niektórzy paralotniarstwo
zaliczają do grupy sportów ekstremalnych. |
Idziemy na zajęcia

Przed pierwszym startem

Lądowisko |
Rozkładamy paralotnie

Mój pierwszy lot

To było najmniej przyjemne
|
|
|
Rozkładamy
skrzydła na szczycie pagórka, pada komenda do startu. Unoszę skrzydło nad
głowę, robię kilka kroków i tracę kontakt z podłożem. Siadam w uprzęży i pilnie
słucham co mówi instruktor przez radio. Staram się wykonywać jego polecenia
jak najlepiej. W pewnym momencie słyszę - wyhamuj trochę, przyjmij pozycję
do lądowania, ściągnij sterówki do końca! Wylądowałeś, odwróć się przodem
do skrzydła i ściągnij sterówki. Skrzydło lekko upadło przede mną. Wiele naczytałem się
w literaturze o wrażeniach z pierwszego lotu, czy skoku na spadochronie. Uczucie lekkości, wolności,
prawie wniebowzięcia – u mnie to nie wystąpiło. Po pierwszych nieudanych próbach
na łące tak bardzo chciałem dobrze wypaść tego dnia, że pierwszy lot potraktowałem
jak zadanie, które muszę dobrze wykonać i udało mi się to, ale gdy instruktor
powiedział, że prawidłowo wylądowałem to jakoś nie dotarło do mnie, że właśnie
zaczęły spełniać się moje sny o lataniu. Później było jeszcze 20 lotów z tej
górki w czasie których nabieraliśmy wprawy w startach, lądowaniu, planowaniu trasy lotu i podejścia do lądowania. Wielką
przyjemność sprawiał mi lot, kiedy trochę wiało. Paralotnia wznosiła się wtedy
wyżej, lot odbywał się nawet kilkadziesiąt metrów nad ziemią, czułem że naprawdę
lecę. |
|
|
a loty rejestrowane kamerą
wideo i omawiane po powrocie z zajęć na górce. Niestety nie dopisała pogoda,
bo albo padał deszcz albo zbyt silnie wiało, a jak wiatr wiał z odpowiednią
siłą to z nie odpowiedniej strony. Kilka dni nie lataliśmy. Do końca urlopu został mi jeszcze tydzień, postanowiłem, więc
zapisać się na drugi etap kursu. Drugi etap to już całkiem poważne latanie.
W myśl przepisów loty powinny się odbywać się z góry gdzie różnica wysokości
między miejscem startu i lądowania nie jest mniejsza niż 200 metrów. W Szczyrku
te warunki spełnia góra Skrzyczne. Są tam dogodne miejsca do startu i lądowania
przy różnicy wysokości około 650 metrów a oprócz tego na szczyt wjeżdża się
wyciągiem krzesełkowym. Udało mi się wykonać 3 zloty ze Skrzycznego.
|
Tu już leci się na dużej wysokości, pod
nogami kilkaset metrów powietrza, to robi wrażenie. Szczególnie ostatni
lot zapadł mi w pamięci, kiedy po starcie ze wschodniego startowiska trafiłem
na jakieś noszenie i nad lądowisko przyleciałem na wysokości około 600
metrów. Aby wytracić wysokość musiałem trochę polatać nad miastem, lot
trwał dłużej niż zwykle. Ten lot będę pamiętał. Być może później, kiedy
ukończę szkolenie będę latał wyżej, dalej, lepiej, bardziej świadomie,
ale właśnie w tym locie zaczął spełniać się mój sen o lataniu. Niestety znowu zepsuła się pogoda, nie można było latać. W końcu sierpnia
musiałem przerwać szkolenie. Do ukończenia etapu brakowało mi jeszcze
7 lotów, więc kiedy we wrześniu nadarzyła się okazja przyjechałem do Szczyrku.
Niestety zaczęło mocno wiać. Znowu nie można było latać. Po trzech dniach
wiatr się uspokoił, na dole nie wiało, na szczycie Skrzycznego też było
prawie bezwietrznie, ale instruktor nie zezwolił na loty, być może obawiał
się, że każdej chwili znowu zacznie wiać. Ostrożności nigdy nie za dużo.
Popatrzyłem tylko jak inni latają i musiałem wrócić do domu. Być może
następnym razem trafię na lepszą pogodę i będę mógł dokończyć drugi
etap kursu i tą relację. Cdn...
|
 Przed startem (Skrzyczne)
 Lecę
 Wschodnie startowisko
|
 Start
 Paralotnie nad Szczyrkiem
 Dużo powietrza pod nogami
|
Mojej przygody ciąg dalszy - zaczyna się prawdziwe latanie.
Postanowiłem, że
nie pojadę do Szczyrku kończyć rozpoczętego, drugiego etapu kursu.
Przez zimę miałem
dość czasu na przemyślenia i kalkulacje. Względy ekonomiczne jak i
praktyczne sprawiły, że postanowiłem poszukać szkoły latania gdzieś bliżej Siedlec. Mój
wybór padł na Przasnysz, gdzie na miejscowym lotnisku aeroklubowym prowadzili kursy, Wojtek i Agata. Do
Przasnysza mam tylko 150 km. i będę
mógł tam jeździć na soboty i niedziele. Adres szkoły Wojtka i Agaty
znalazłem w sieci i w czerwcu zacząłem od nowa, drugi etap kursu.
|
W Przasnyszu starty odbywają się z holu.
Pierwszy
start z holu odbyłem w tandemie. Paralotnię pilotowała Agata, a ja
podczepiony jako kursant-pasażer. Start poszedł gładko. Po kilku
minutach byliśmy już ponad 300 metrów w nad lotniskiem. Tu Agata oddała mi sterówki. Zwróciłem w kierunku
startu i po krótkim locie wylądowaliśmy. Następne starty odbywałem już samodzielnie.
|
 Lot w tandemie |
 Start z holu |
Jaka to wygoda w
porównaniu z nauką w górach, gdzie po każdym zlocie, trzeba było z
całym sprzętem wejść na górę aby znów móc wystartować. Starty z holu
nie sprawiały mi trudności. W każdą sobotę i niedzielę doskonaliłem swoje umiejętności w lotach nad lotniskiem
w Przasnyszu. |
Mimo ukończenia kursu zdawałem sobie sprawę, że umiejętności jakie zdobyłem są
zaledwie wystarczające i aby poczuć się prawdziwym pilotem, będę musiał jeszcze wiele
się nauczyć.
Znowu minęła nielotna zima. Z wiosną przyszedł nowy pomysł. Postanowiłem zapisać się na
kurs bezpieczeństwa, który na przełomie kwietnia i maja organizowała szkoła Wojtka i Agaty. Na czym polega kurs bezpieczeństwa, wtajemniczeni
wiedzą doskonale. |

Nasza grupa |

Tolmin |
Niewtajemniczonym powiem tyle, że zabawa polega
na wleceniu nad taflę alpejskiego jeziora
i na wysokości około 1000m. świadome spowodowanie niebezpiecznego stanu lotu przez zdeformowanie
skrzydła. Na skutek zamierzonego działania pilota paralotnia może wpaść w korkociąg, zacząć spadać, lub
złożyć się, czyli ogólnie rzecz biorąc, stracić swe własności lotne. Spadać wolno było do wysokości 300
metrów nad taflę wody. Jeśli w tym czasie nie udało się wyprowadzić skrzydła do bezpiecznego stanu lotu
trzeba było otworzyćspadochron zapasowy i wylądować w wodzie, gdzie czekała motorówka. |
 Alpy |
 Widok z Kobali |
 Widok z Gerlitzen |
Chyba tylko Morsy zimowi pływacy, którzy w każdy nowy rok kąpią się w zimnej wodzie
Bałtyku, potrafili by docenić przyjemność kąpieli w dopiero rozmarzniętym, wysokogórskim jeziorze,
dlatego każdy jak mógł starał się wyplątać ze sprowokowanej wcześniej kabały do zadanych 300 metrów, aby
nie usłyszeć przez radio komendy PAKA! PAKA! PAKA! |
Tu muszę pochwalić dobrą organizację szkolenia i panujący doskonały nastrój wśród uczestników. Agata
i Wojtek starali się abyśmy mogli latać w różnych warunkach i wielumiejscach. Niezapomnianych
wrażeń dostarczył mi lot niedaleko miejscowości Tolmin w Słowenii. Zaraz po starcie okazało się,
że jest bardzo silna termika. Nosiło do 8m/sek,a duszenia bywały takie, że skrzydło rękami nad głową trzeba było trzymać.
Latało się wspaniale, a widoków jakie
roztaczały się w dole i dookoła nigdy nie zapomnę.
|
 |
Zupełnie inne były loty we Włoszech w
okolicy miejscowości Meduno. Tu lataliśmy
lotem żaglowym blisko zbocza góry w dość laminarnie płynącym powietrzu. Warunków do lotów
termicznych nie było, bo pogoda była pochmurna. Można było latać praktycznie cały dzień bez
lądowania. Ja po 2,5 godzinach latania wzdłuż zbocza, trochę zmęczony poleciałem na lądowisko. |
 Alpy |
 Nad Alpami |
 Wieczorny zlot |
|
Udało mi się szczęśliwie ukończyć wszystkie etapy szkolenia i zdać wymagane
egzaminy przed komisją Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Skompletowałem już sprzęt i chyba mogę o sobie
powiedzieć, że jestem pilotem paralotniowym, a mimo to zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele muszę
się nauczyć. Tak naprawdę nauka będzie trwała jeszcze długo. Każdy lot jest inny i dostarcza nowych
doświadczeń. |
|
Chcącym pójść w moje ślady chcę dać radę, by nie wierzyli, że można nauczyć się
paralotniarstwa w weekend /patrz tytuł popularnej książki o paralotniarstwie/ ani, że to mało kosztuje.
Owszem, można zrobić kurs w 1 sezon i kupić stary sprzęt, może nawet uda się zdać egzamin. Nic,
jednak nie zastąpi godzin wylatanych pod okiem dobrego instruktora, a potem obserwacji i
rozmów z bardziej doświadczonymi pilotami. Co do sprzętu, to powinien być
sprawny.
Zdjęcia
umieszczone w tekście można powiększyć klikająć na nie. Strona będzie uzupełniana
|
|
|
|